wtorek, 23 grudnia 2014

Wigilia w Anglii cz 2

Rozmaryn – na złe duchy i dziki
Ziele to było podobno ulubioną przyprawą Matki Boskiej. Przynosi ochronę przed złymi duchami. Rozmaryn to roślina przyjaźni. Jego wiązkę wrzucano do wnętrza głowy dzika, która po upieczeniu była przysmakiem w bogatych domach średniowiecznych Anglików. Rozmaryn to symbol pamięci – w Boże Narodzenie przypominamy dzień urodzin Jezusa.

Jemioła – jagodowe pocałunki
Druidowie wierzyli, że jemioła spadła z nieba i dlatego rośnie na drzewach. W ten sposób łączy to, co niebiańskie i duchowe, z tym, co ziemskie. Symbolizuje więc pojednanie Boga z grzeszną ludzkością. Zwyczaj publicznego całowania się pod jemiołą pochodzi właśnie z Anglii. Należy przedtem urwać z gałązki białą jagodę i wręczyć ją osobie, którą chcemy pocałować. Gdy kończą się jagody, kończą się i pocałunki. Jemioła to także roślina przyjaźni i pojednania. W jednym z kościołów w Yokru odprawiano zimą nabożeństwa jemiołowe. Publiczni grzesznicy mogli wtedy otrzymać rozgrzeszenie.

W Anglii - jak we wszystkich krajach chrześcijańskich – istnieją specjalne potrawy, spożywane tylko w czasie świąt Bożego Narodzenia. Najważniejszym posiłkiem jest nie - jak w Polsce - wieczerza wigilijna, ale obiad podawany wczesnym południem w pierwszy dzień świąt.


Wykwintna trójca - głowa dzika, gęś i indyk
Te trzy pieczenie dominowały na bożonarodzeniowych stołach Anglii.
Jak głosi legenda, głowa dzika pojawiła się dla uczczenia przygody, która przytrafiła się studentowi Queen’s College z Oxfordu. Otóż w pierwszy dzień świąt został on napadnięty przez dzika. Broniąc się, wrzucił mu do gardła księgę Arystotelesa, którą miał właśnie pod pachą. Nie chciał jednak stracić cennego dzieła. Odciął więc głowę zwierzęcia i przyniósł do college’u - podano ją jako pieczeń na świąteczny obiad.
Przez wieki najbardziej popularną świąteczną potrawą była pieczona gęś. Podobno pierwszego indyka, przywiezionego z Francji, zjadł król Henryk VIII. W Szkocji tę pieczeń wprowadził Jakub VI, późniejszy Jakub I, który po prostu nie lubił gęsi. Dziś przed świętami sprzedaje się ok. 10 milionów indyków, z których każdy waży przeciętnie 5 kg. Można więc zrobić posiłek dla co najmniej 16 osób. Indyka nadziewa się jadalnymi mielonymi kasztanami, pieczonymi ziemniakami, brukselką, pieczoną pietruszką ze skórką pomarańczową. W tym samym naczyniu piecze się małe kiełbaski zawinięte w plasterki boczku, które układane są obok indyka na półmisku.

Pudding - płonący przysmak
Przygotowanie tego jedynego w swoim rodzaju angielskiego przysmaku to cała ceremonia. W ostatnią niedzielę września do ogromnej kamiennej misy należy wrzucić trzynaście składników, które symbolizują Chrystusa i dwunastu apostołów. Są to: mąka, łój wołowy, migdały, trzy rodzaje rodzynków (raisin, currant i sultana), bułka tarta, cukier, jajka, rum, utarta marchewka, kandyzowane czereśnie i sok z cytryny. Wszystko należy wymieszać drewnianą łyżką, wykonując ruchu ze wschodu na zachód. To dla uczczenia trzech króli (zwanych w Anglii trzema mędrcami), którzy przybyli do Betlejem, by złożyć hołd Jezusowi. Każdy z członków rodziny musi choć raz zamieszać masę, nawet niemowlęta (z pomocą rodziców) - bo to zapewnia powodzenie w nadchodzącym roku. Najlepiej wypowiedzieć wtedy w myślach jakieś życzenie – jeśli nikomu go nie zdradzimy, to na pewno się spełni. Zawartość misy zawija się w bawełniany materiał, gotuje na parze 5-6 godzin, a po zdjęciu z ognia wkłada do spiżarki.
Co tydzień należy pudding wyjąć, znowu zamieszać, dolać trochę rumu i ponownie odłożyć w zimne miejsce. Po trzech miesiącach jest gotowy. Z samego rana w pierwszy dzień świąt pudding jeszcze raz gotuje się na parze – tym razem przez 2-3 godziny. Wyjęty na półmisek, polany śmietaną i sherry (lub rumem), przybrany gałązką ostrokrzewu jeszcze gorący wjeżdża na stół. Gasi się wówczas światło, a alkohol i gałązkę podpala – widok prawdziwie niezwykły. Po chwili znowu zapalane są światła i można już delektować się smakołykiem. Do ciasta wrzuca się zawsze monetę - najczęściej srebrną. Szczęśliwy znalazca może być pewny, że następny rok będzie udany.
W średniowieczu świąteczny pudding wyglądał zupełnie inaczej. Była to gotowana baranina i wołowina, do której wrzucano rodzynki, suszone śliwki, wino i korzenie. Potrawa konsystencją przypominała gęstą zupę. W XVII wieku coraz częściej na stołach zaczął pojawiać się pudding śliwkowy, ale purytanie uznali to za „zły zwyczaj”. Odrodzenie świątecznego puddingu ogłosił specjalnym dekretem w 1714 r. król Jerzy I. Obecna receptura pochodzi - jak i inne angielskie zwyczaje - z czasów wiktoriańskich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz